środa, 26 listopada 2014

Kozy

Oczarowana kózkami z bloga  Moje życie na wsi i ja sama postanowiłam zaprezentować moich sąsiadów i być może ojca przyszłych dzieci naszej Melci (fotka 1) jeśli oczywiście kawaler stanął na wysokości zadania. A oczarowywać się  wcale nie musiałam długo bo przecież uwielbiam kozy. O mojej kózce już pisałam tutaj Już wcześniej myślałam o takim poście, w którym przedstawiłabym nie tylko rogate przyjaciółki ale i kawalera o niesamowitych rogach, mimo młodego wieku,  ale jakoś tak... ciągle coś innego przychodziło mi do głowy, ale tym razem, silny impuls z obserwowanego bloga dopiął swego. Przy  tej okazji powieje troszkę latem bo zdjęcia robione są w sierpniu, więc wręcz bije po oczach piękna, soczysta zieleń.  

Przyznam  Wam się (dla stałych czytelników-przypomnę), że Melcia trafiła do nas na zasadzie kolejnego zwierzątka szukającego domu i miała być takim naszym przyjacielem…
pokuszę się o stwierdzenie maskotką dla dzieci ale w takim pozytywnie kontrolowanym przeze mnie znaczeniu. Tak jak już wcześniej pisałam wszystkie zwierzęta mieszkające z nami są pod opieką dorosłych a nasze dzieci jak najbardziej pomagają nam w tej opiece czerpiąc przy okazji radość i ucząc się wielu pożytecznych rzeczy i doświad-czając wielu miłych i wzniosłych emocji i przeżyć. Nasza Melcia jest takim naszym  rogatym, pluszowym misiem, który szczególnie za młodu uwielbiał bawić się z chłopcami. Dorosła szybciej niż one i ustaliła nowe zasady określając wyraźnie przestrzeń swej prywatności i stylu zabawy.  I tak miało już zostać. Nasza sunia, koty i koza… tak po prostu dla kochania, głaskania i samego obcowania.
 Ale któregoś dnia dowiedziałam się, już nie pamiętam od kogo i gdzie, że nie jest dobrze, jak kózka nie ma dzieci, że z czasem traci tę możliwość i powiem Wam, że ogromnie mnie to zmartwiło. Dziś mieszkamy tu i żyjemy sobie tak jak żyjemy, ale nigdy nie wiadomo co będzie dalej, co los przyniesie i jeśli okazało by się, że musimy rozstać się z tym miejscem i z kózką, to wtedy jej ,,przydatność” zmniejsza się do zwierzęcia mięsnego. Być może ta informacja jest nieprawdziwa. Szukałam potwierdzenia i różnie z tym było. Jedni potwierdzali inni zaprzeczali… Nasz sąsiad :) Aż się uśmiechnęłam bo to naprawdę niesamowita osobowość. Obserwował nasze poczynania z kozą i niebawem pojawiła się u niego też kózka (fotka 2), ale rasy mniejszej i nierogatej, potem druga  chyba dla towarzystwa… Tu muszę przerwać mą opowieść aby opowiedzieć o Meli. Kózka w sąsiedztwie pojawiła się tak mniej więcej po niecałym roku. Wcześniej Melciowe meczenie rozchodziło się echem po pustej, nierogatej okolicy niczym nasze ziemskie komunikaty w kosmos. I któregoś dnia, koło południa… niczym w najprawdziwszym  westernie, na meczenie Melci odpowiedziało meczenie. Ach! Cóż to się działo w duszy naszej Melci.  Do końca wprawdzie nie jesteśmy pewni czy to był na pewno entuzjazm ale po kilku dniowym szoku wzmocnione meczenie rozchodziło się po całej okolicy i radosne ruchy ogonkiem. Kozy miały radochę w komunikowaniu się nawet na znaczną odległość. 
Nasza Melcia z racji moich, ogrodowych nasadzeń przestrzeń wybiegową miała ograniczoną, tamta za to luzem chodziła gdzie chciała i krocząc za Melcią tyle, że przez siatkę przerzedziła znacznie sąsiadowi rząd porzeczek, poprawiła wygląd koron młodym drzewkom owocowym… i coś jeszcze, ale nie pamiętam już. W każdym razie również znalazła się na ograniczniku. Ach te kózki… Niebawem pojawiła się wspomniana już kózka druga (fotka 3) zupełnie inna od dotychczasowych białych.  A za nimi na początku tego lata koziołek (fotka 4 i 5- w cieniu upalnego dnia). Potraktowałam to jako znak i postanowiłam, za zgodą sąsiada oczywiście, wpuścić Melcię do tego stada. Niech sama zdecyduje, czy chce być mamą czy też nie. A teraz czekamy… nie znamy dokładnie daty bo na początku nasza Melunia krzywo patrzyła na resztę towarzystwa i raczej trzymała ich na odległość rogów. Potrzebowała czasu aby się z nimi zaprzyjaźnić. 
Sąsiad  poinformował nas, że jest w ciąży… my się na tym nie znamy. Od pierwszego dnia zamieszkania z nami jest kozą lubiącą meczeć, szczególnie kiedy nas widzi, więc nawet obserwacja czasu rui jest dla nas nieosiągalna bo się zwyczajnie na tym nie znamy. Obecnie byłaby tak około w 3 miesiącu ciąży. Nie widzę, aby jakoś brzuch się znacznie zaokrąglił, wydaje mi się, że jest taka jak w zeszłym roku na zimę. Ogólnie dużo je… mówiąc dosadnie zdrowo się odżywia. Do tego grubsze futro na zimę to ogólnie jest taka misiowata. W każdym razie czekamy a ja się bardzo niepokoję.  Mąż ma poszukać namiary na weterynarza znającego się na kozach i chcę aby do nas przyjechał i jeśli jest to był w razie czego pod telefonem.  Ja jestem gotowa spać z nią w szopie jak się zacznie byleby wszystko z nią było w porządku.  Jak czyta mnie hodowca kóz to bardzo proszę o informacje, najchętniej pozytywne i pokrzepiające. Takie, że jesteśmy durni i porwaliśmy się z motyką na słońce to ja sama już zdążyłam się zorientować. :P W każdym razie w pewien sposób cieszyłabym się gdyby miała dziecko, dzieci, bo widzę jak zaprzyjaźniła się z kozami, jak jej markotno, kiedy sąsiad nie daje ich na to nasze ,,wspólne” pastwisko. A tak jakby stworzyłaby swoje własne stado, które byłoby z nią zawsze. Kozy to jednak stadne stworzenia i my nie jesteśmy w stanie tego zastąpić, bez względu jak byśmy się starali. Więc może jednak…?

15 komentarzy:

  1. Agata! Nic się nie martw! Ja na początku nie wiedziałam o kozach nic! Nie umiałam doić, nie wiedziałam co jedzą... Wszystkiego nauczyłam się sama. Jedną radę mogę Ci dać z czystym sumieniem- nie wzoruj się za bardzo na mądralach z netu co wszystko wiedzą najlepiej. Kozy to mądre i niewymagające zwierzęta. Jedzą wszystko (dosłownie). Ciązę trudno stwierdzić, ale stosunkowo łatwo rozpoznać poród:- po pierwsze koza zacznie sobie szykować legowisko (będzie zagarniać kopytkami słomę), będzie cichutko pomekiwała, tak do wnętrza siebie (to taka komunikacja z młodymi które zaraz się urodzą, Na kilka dni przed wykotem wymiona wypełnią się mlekiem-siarą. Jak zauważysz te objawy to nie wypuszczaj kozy tego dnia za dwór. Niech ma spokój w obórce.
    Ja zawsze czytałam żeby bezwzględnie nie pozwolić kozie zjeść łożyska... Cóż Józefina za każdym razem je zjadała i grom z jasnego nieba nie uderzył ;-)
    Zazwyczaj kozy kocą się nad ranem, jak człowieki zresztą ;-)
    Jak już się wykoci to daj jej ciepłej wody.

    Nie jestem ekspertem, ale dbam o swoje zwierzęta jak o dzieci. A z tymi ostatnimi też nie latam z byle gilem do lekarza więc i ze zwierzakami też nie :-)
    Z niecierpliwością czekam na dalsze dzieje Melci :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo! Wielka dobra kobieto :)))) Dziękuję Ci za tak krzepiące słowa i wiele cennych informacji, szczególnie o tej wodzie do picia... przecież koza to ssak, nie pomyślałam, że przeżycia porodowe ma takie jak ludzie. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Piękna historia rogatej Melici :) Czekam na wieści o powiększeniu rodzinki i może nawet na zdjęcia maluszków :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wszystko szczęśliwie się zakończy :) Uściski przesyłam

      Usuń
  3. Miłe rozważania o Melci. Czekam na wieści o jej macierzyństwie) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Goats! How fun. So much going on with them. I know little about goats, but they sure can be fun to watch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I do not know how other goats, but Melcia is loved. :)))

      Usuń
  5. Fajna historia , nie wiedziałam,że kozy są rogate i nierogate, a Twoja jest fajna Mela, mój mąż zawsze chciał miec kozę a ja kury, na razie zostało na chceniu i mamy tylko psa:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Koza,gdy jest w rui beczy niemiłosiernie i merda ogonkiem.Głaskana po tylnej części grzbietu napina się-nie ucieka i oczywiście to mocne merdanie ogonkiem.Beczenie jest mocne i można powiedzieć ,że jej się pysk nie zamyka-zamiast skubać trawę to głównie stoi i drze twarz.Czy koza jest kotna?Możesz to sprawdzić dotykając delikatnie wymienia-powinno już być trochę wyrośnięte.Do tej pory na pewno było malusieńkie tyle co sutki wystawały z sierści.Jeśli jest kotna wymię powinno być już w dotyku wyczuwalne i lekko wypukłe-jak piąstka dziecka.Za jakiś czas powinny być wyczuwalne ruchy koźlątek/koźlątka,szczególnie po porannym pojeniu kozy.Wystarczy dotknąć lewego boku i można te ruchy poczuć,a czasami też zobaczyć.Ja swoje kozy przez ostatni miesiąc przed wykotem poiłam lekko ciepłą wodą-zwykle to była zima.Ktoś mi kiedyś powiedział ,że wtedy koza szybciej się wyczyści i nie zostaną fragmenty łożyska.Gdybyś miała jeszcze jakieś pytania -jestem do usług :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. W kwestiach rozwiązania niestety Ci nic nie mogę pomóc, ale cieszę się, że rodzina Melci się powiększy. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na efekty:) Ostatnie zdjęcie wyszło bardzo fajnie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ''maskotką dla dzieci ale w takim pozytywnie kontrolowanym przeze mnie znaczeniu'' heh, fajne określenie :).

    OdpowiedzUsuń
  10. Mela bardzo urocza.Czekam na więcej wieści.Uwielbiam kozy i miałam.Niestety czasami życie potoczy się nie tak jak chcemy ale wciąż myślę o moich kózkach ,które zgnięły tragicznie.Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam slabosc do kozek, moze kiedys..

    OdpowiedzUsuń