poniedziałek, 28 lipca 2014

Z nutą egzotycznego trelu, cz.1


Ciężko wierzyć temu, że papużka falista może wydawać trele. Kto miał choć raz kontakt z tym gatunkiem to wciągnie gwałtownie powietrze pozostając w mimowolnym bezdechu. 
Ale po cóż tak od razu, z grubej rury, że one skrzeczą...o wiele przyjemniej napisać o ,,egzotycznym trelu" nawet jeśli jest mocno naciągany. Wychowałam się w przekonaniu, że wszystkie papugi skrzeczą. We wszystkich bajkach były tylko takie. A ku memu zaskoczeniu samiec Nimfy pięknie śpiewa.
Kiedy go usłyszałam stanęłam oniemiała i nie mogłam uwierzyć, że to papuga i że tak cudnie potrafi trelować. Może nie ma co startować w konkursie z kanarkami ale na pewno żaden kanarek nie powstydzi się takiego śpiewającego znajomego. Byłam oczarowana. A wiem co mówię, bo przez naście lat miałam przyjemność mieszkać z kanarkiem... ale to nie  od niego się wszystko zaczęło... Chociaż najwięcej mam z nim wspomnień jeśli chodzi o egzotyczny, ptasi gatunek w moim życiu. 

Tak, tak... zawsze początek od czegoś się bierze, może to być zdarzenie silne, duże, a może to być drobiazg, coś mimowolnego co utkwi w naszej podświadomości, takie małe, maluteńkie ziarenko, które się zasieje w sercu, w duszy, w podświadomości i kiełkuje. Ja tak mam prawie ze wszystkim i nie wierzę, abym była odosobnionym przypadkiem.
W każdym razie  zaczęło się klasycznie, znajomy taty podarował mi w prezencie papużkę falistą z klatką i całym wyposażeniem. O tyle było to ważne, gdyż przypada to na lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku, kiedy to niewiele co można było kupić a sklepy zoologiczne można było policzyć na jednej ręce, tak było ich mało. Pamiętam, że od zawsze był jeden na Nowym Świecie i mam nadzieję, że nadal jest, bo mam do niego ogromny sentyment. Pierwszą moją papużką była Karolcia, zdrobniale nazywana Karo. Starszy już ptaszek, nie pamiętam dlaczego do nas trafiła ale myślę, że była bardzo szczęśliwa. Bardzo szybko się ze mną oswoiła. To był okres mojej wielkiej namiętności do roślin doniczkowych, więc w niewielkim pokoju miałam busz, stały doniczki na parapecie, na regale a kłącza bluszczy ciągnęły się po sznurkach tuż pod sufitem, więc myślę sobie, że Karolcia mogła się poczuć jak na wolności, chociaż to troszkę nie jej naturalne środowisko. Wraz z pojawieniem się ptaszka, nastały nowe zwyczaje i zasady. Doszła ładna, gustowna zawieszka wykonana osobiście przeze mnie, zawieszana na drzwiach do pokoju od strony korytarza, na wzór hotelowych, brzmiąca : Uwaga - Karo lata. Była to informacja, że klatka jest otwarta i trzeba bardzo uważać otwierając drzwi do pokoju. Na ogół nikt nie wchodził wtedy a kartka potrafiła wisieć kilka nawet godzin. Korzystała ze swobody przy każdej możliwej okazji, jak odrabiałam lekcje, jak się bawiłam, jak czytałam czy cokolwiek sama w pokoju robiłam. Czasami jak przyniosłam sobie obiad do pokoju to zlatywała na biurko i stojąc po drugiej stronie talerza wsuwała gotowanego ziemniaka i taką właśnie ją zapamiętałam i teraz z łatwością przywołuję ten obraz. Zielona papużka falista zajadająca się gotowanym ziemniakiem, albo spacerująca po biurku czy łapiąca dzióbkiem za długopis, którym właśnie pisałam. Jej poranny ,,trel" chyba tylko ja doceniałam, na zasadzie różowych ,,uszu" i wszystko co było z nią związane mnie zachwycało. Gorzej było z moim bratem, który mimo spania za ścianą, traktował ją jako niechciany budzik w niedzielny poranek. Zaczęłam ją przykrywać na noc serwetą aby nie budziła się tak wcześnie. Nasza więź była tak wielka, że potem przez wiele lat nie mogłam hodować żadnego ptaszka, pojawił się wtedy wspomniany już Kubuś... i może właśnie dlatego, przelałam na niego tę miłość? Z tęsknoty? 
***
 W pewien zimowy dzień, mój starszy brak wrócił do domu i od progu naszego niedużego mieszkanka oznajmił, że ma coś dla mnie. I zza pazuchy wyciągnął coś małego żółtego co od razu niepozornie rozpostarło te swoje ledwo opierzone skrzydła i próbując lecieć w panicznej ucieczce poszybowało na łeb na szyję pod nasze nogi. 
- Znalazłem go w śniegu, myślałem, że to cytryna i kopnąłem a to to poderwało się do lotu. - Kontynuował swoją opowieść. 
Cała nasza trójka, brat, tata i ja rzuciliśmy się na podłogę łapać malucha aby gdzieś nam nie wpadł i sobie krzywdy nie zrobił. Już nie pamiętam kto go wziął na ręce a kto rzeczowo zorganizował mu lokum. Pamiętam jak byłam podekscytowana dziwnym, zimowym znaleziskiem. Był to młodziutki kanarek. Teraz, dałabym ogłoszenie o znalezieniu, ale wtedy, nikt o tym nawet nie pomyślał, nie wiem dlaczego? Najpierw dostał klatkę po Karolci, potem otrzymał klatkę dla kanarków. Mój dziadek ze strony ojca hodował swego czasu kanarki, nagrywał ich trele i zostały po nich klatki,. Te nagrania przydały mi się przy Filutku, tak go nazwałam. Puszczałam mu całymi godzinami nagrane trele dorosłego kanarka aby się nauczył. Nie pamiętam skąd dostałam książkę o hodowli kanarków ale tam właśnie wyczytałam, że młode samce rozdziela się i wstawia przy dorosłych aby uczyły się od nich śpiewać. Również  nie mam pojęcia skąd wiedziałam, że to samiec,jednak pewne rzeczy uciekają z pamięci jak tak próbuje się odtworzyć rejestr. Może dziadek  mi powiedział? Nie pamiętam. W każdym razie trele rozbrzmiewały z magnetofonu podczas mojej nauki, podczas zabawy, podczas każdej chwili spędzonej przeze mnie w pokoju aż do momentu, kiedy Filutek dał własny koncert. Ależ trelował!! Latem w klatce wystawiałam go do ogrodu na kratki po winogronach i osłonięty przed słońcem mógł posiedzieć na świeżym powietrzu, popatrzeć na niebo, posłuchać innych ptaków. Raz kiedyś wyszedł nam z niej, wywalił pojemnik na wodę lub ziarno i tym otworem wyszedł. Stanęliśmy jak wryci w drzwiach od ogrodu, widząc jak spaceruje sobie po zewnętrznej stronie klatki. baliśmy się zrobić jakikolwiek ruch aby go nie spłoszyć. Okropnie się denerwowałam... ale nigdy na siłę nie wyciągałam go z klatki uważając, że jest ona swego rodzaju azylem dla ptaszka, w którym musi czuć się bezpiecznie i może właśnie dlatego, że czół się w niej bezpiecznie, nagle sam wszedł do klatki. Odetchnęłam z ulgą! I zabezpieczałam oba pojemniki drucikami aby się już więcej nie wysunęły. Innym razem jakieś ptaszysko, teraz myślę, że to sroka zaatakowała go podczas mojej nieobecności a on denerwując się i obijając o klatkę pokaleczył się. Znalazłam go siedzącego na dnie klatki a wokoło było mnóstwo krwi... widok niczym z horroru. Myślę, że wyolbrzymiłam ten zapis z racji wieku, zaskoczenia i miłości. Udzieliłam pierwszej pomocy, ale żadnych ran nie znalazłam, ale skończyło się wystawianie klatki na dwór bez mojej obecności w ogródku. Pozostał mu parapet w pokoju i widoki na osiedle. Nadszedł dzień, w którym postanowiłam zakręcić się za jakąś towarzyszką życia. Wybrałam się do sklepu na Nowym Świecie. Jedynie mi znany z ptakami, tam też zaopatrywałam się w pokarm i ogólnie byłam bardzo zadowolona z ich towaru. Kolejka jak zwykle ogromna, ale ja nie przyjechałam aby kupować, chociaż byłam przygotowana na to finansowo, raczej aby rozeznać się w potencjalnych partnerkach. Od podłogi do sufitu regał z ptakami a wśród nich i kanarki... papużki, zeberki. Innych nie było na rynku w masowej sprzedaży. Hałas typowy dla tego typu sklepu wzbogacony o rozmowy kupujących, roześmiane dzieci, pokrzykujące co i raz ze zdumienia i zachwytu.  Stanęłam z boku i przyglądałam się kanarkom. Jedne trelowały, drugie jadły, a to stukały dziobkiem o pręciki. Nie wiem czy któraś zdążyła zwrócić moją uwagę, jak zaczęły do mnie dobiegać śmiechy na temat jednego z ptaszków. 
- Patrz jaka ta jest brzydka!
- Ale okropna!
- Nieładna.
Spojrzałam w jej kierunku. kanarek ale rzeczywiście jakiś taki inny, niż te śliczne, żółciutkie kanarki jakie znałam czy nawet miałam w domu. Ta była niby kanarkowa ale z jakimś śmiesznym czymś płaskim na głowie, kolor bardziej w pomarańcz z jakąś ciemną pstrokacizną. Jej klatka była z boku... tak bardziej niż  z boku. 
- Czy coś podać? - Zwrócił się do mnie sprzedawca po moim dość długim staniu już w sklepie.
- Tak, poproszę tego kanarka, tam na końcu.
- Tego? Na pewno tego?
- Tak.
- Jesteś pewna dziewczynko, że ten ci się podoba?
- Tak. 
Doszedł mnie szept zdziwienia, jakieś podśmiechajki. Ale nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Dam jej na imię Ewunia i jeśli nie wpadnie w oko Filusiowi to mam dla niej oddzielną klatkę i we dwoje będą siedzieć na parapecie.
Po latach, dzięki założeniu tematu o zwierzętach, poznałam szereg miłośników zwierząt a wśród nich hodowczynię właśnie tej odmiany kanarków, do której to należała moja Ewcia - kanarek Gloster. W tamtych czasach prawie nieznany, prócz tych pięknych, żółciutkich, smukłych. Ten wydawał się jakimś żartem - skrzyżowaniem kanarka z wróblem.
Flupciowi jak go nazywałam zdrobniale nie przypadła do gustu jako partnerka, może z racji odmienności rasowej, a może to jej nie przypadł do gustu? W każdym razie   na pewno było mu raźniej. Po nie udanej próbie swatania a po dość groźnym zajściu między nimi definitywnie każde z nich zamieszkało we własnej klatce i chyba tak im najbardziej pasowało. Kiedy zamieszkali w oddzielnych klatach ale stykających się ze sobą jedną ścianą pręcików to spali blisko siebie. Dwie kuleczki napuszone tak, że piórkami się dotykali. Całymi dniami rozmawiali ze sobą a Flupcio jeszcze piękniej trelował. Była dużo starsza od niego jak się po kilku latach okazało. Nie oswoiła się aż tak bardzo jak on. Siadał mi na ręku, głowie, ramieniu, też spacerował po biurku ale w przeciwieństwie do Karolci lubił bujać się na zwisających kłączach tuż pod sufitem. Rankiem rozpoczynał dzień od śpiewu tak pięknego i radosnego, że nikomu nie przeszkadzało, że budzi w niedzielny poranek. Któregoś dnia tata kupił elektroniczne cudeńko reagujące na dźwięk, dla sklerotyków bądź roztrzepanych ludzi. Gwizdało się i uruchamiał się sygnalizator gdzie się znajduje.  Bardzo przydatne, szczególnie do kluczy, które zawsze się szukało, szczególnie gdy się człowiek śpieszył. Taki też ,,odnajdywacz" do kluczy sprawił sobie tata. Filutek w kilka tygodni rozpracował mechanizm a świadomość, że gardziołkiem, dostrajając  się do  pewnego tonu coś w domu się do niego odzywa, na zasadzie, rytmicznego - ti tiii ti tiii ti, uruchamiał go bez przerwy i w końcu musieliśmy pożegnać się z tym przedmiotem bo stał się irytujący dla ucha. I chyba właśnie wtedy, pomyślałam o partnerce dla niego, uważając, że ta jego zabawa ma poważniejszy podtekst niż tylko zabawa, że czuł się mimo mej osoby samotny. W końcu ja nie jestem ptakiem z którym mógłby pogadać, polatać, poskubać piórka, podotykać się dzióbkiem... chociaż sadowił się często na moim ramieniu i muskał mi płatek uszny... no ale to nie to samo, co kontakt z innym pierzastym... wiadomo.

Z dedykacją dla Ciebie Annorl :))) Nie ma fotek, bo to zamierzchłe czasy, kiedy nie robiło się tak zdjęć jak teraz, ale wiem, że gdzieś mam... mam zdjęcie i Kubusia i Filutka i Karolci... ale tak jak Kubuś jest bodajże na nich czarno-biały, tak ptaszki nie są wykadrowane więc i tak mało co je widać. 
Dziękuję Ci Kochana raz jeszcze :)

10 komentarzy:

  1. Kochana, podpisuje sie pod poprzednim komentarzem Ani moimi dwiema rekami i nogami i reszta.... Najlepiej czyta sie Ciebie o poranku, z kubkiem herbaty, gdy jednoczesnie patrzy sie za okno, zastanawiajac jaki bedzie dzien ;) Wtedy tez "zadajesz cos" co przez caly dzien gdzies w podswiadomosci jest i gdy juz ide spac i wszystkie przezycia dnia "trawie" poraz kolejny, Ty sprawiasz, ze wiem, ze jednak nie jest ze mnia tak zle :) Dziekuje Ci, knutsel 29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justynko Kochana to ja Ci bardzo dziękuję za te piękne słowa. Największą radość sprawia mi dawanie radości -,,dobrego" innym. Bardzo Ci dziękuję. Ale jeśli pozwolisz, pozostanę przy ksywce Knutselek, bo ogromnie go lubię. :))))
      Buziaki :))))

      Usuń
  2. Dziękuję, Kochana za tę dedykację :*
    naprawdę z niecierpliwością czekałam na opowieść o Twoich ptaszkach, ale nie wiedziałam, ze tak pięknie zaczęła się Twoja przyjaźń z nimi :)
    oj, zaczynam tęsknić za takim trelem w domu, mimo że nigdy nie miałam ptaka w domu, dzięki Tobie widzę i słyszę tę poranna pobudkę, to ptasie życie :) teraz czas na powolne oswajanie mojego męża z tą myślą i kto wie, może za rok pojawi się u mnie papużka?
    Knutsel, widzę że nie tylko ja tak odbieram tą pisaninę Naszej Emmi :)

    annorl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mogę Ci doradzić to przyjrzyj się kanarkom. Papużka jest wizualnie bardziej egzotyczna ale po reakcji mego brata z młodości raczej proponowałabym właśnie kanarka, gatunku śpiewającego (bo są różne) On swoim śpiewem oczaruje Twojego męża :))))) Serdeczny skrzek papuzi czy gwizd Nimfy może nie przypaść do gustu komuś, kto ogólnie nie żywi sentymentu do ptaków w domu, w dodatku one brudzą, szczególnie kiedy się pierzą, na metr wokół klatki są piórka, brudzą łupinami pokarmu. Codzienny wokal kanarka zminimalizuje te nieprzyjemne sprawy :)) Zaufaj mi :D

      Usuń
  3. Dzięki za tę radę :)
    na razie i tak będę powolutku drążyła tę "skałę" o ptaku w domu, jak mi się uda, wtedy będziemy dopiero myśleli o konkretach :D
    ale znam mojego męża i jego upór, myślę że rok mi zajmie zanim da się namówić :D
    annorl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestawię tutaj mój wpis kolejny aby zachować ciąg naszej rozmowy :)

      Właśnie w tej chwili ,,treluje" Mylon. Mnie to akurat się podoba bo uwielbiam ptasi szczebiot... no właśnie, trafniej to szczebiot ptasi niż trel. Ciągnie te swoje nutki,przeciąga,zmienia tonację ale jak by na to nie spojrzeć, to skrzeczy raczej, chociaż pewną dźwięczną nutkę się słyszy :)))))))))))))))))) Kanarka można bardziej porównać do słowika, w końcu nie dla żartów ma nazwę kanarka śpiewającego :)

      Usuń
    2. Annorl :) Służę poradą, w wolnej chwili na garze napiszę Ci parę informacji, które na pewno przy negocjacji Ci się przydadzą :D

      Usuń
  4. Nasz kanarek Duduś jest u nas 5 lat. Mąż dostał go w imieninowym prezencie. Są obaj niezwykle zaprzyjaźnieni. Duduś dokonywał nieraz cudów! Mam całą sesję zdjęciową z Mężem, a to go bije skrzydełkami po twarzy, a to ciągnie za ucho, a to siedzi na głowie, a to próbuje wydziobać " insekty". Kanarki to fantastyczne ptaki. Dałaś kolejny piękny post- dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mój artykuł mógł przyczynić się do miłych refleksji to ogromnie się cieszę :) Piękne imię ma kanarek , Duduś. naprawdę śliczne :)))) Ale czytam, że to mały rozrabiaka :))))) To ja dziękuję za sympatyczny komentarz, pozdrawiam :)

      Usuń
  5. A ja ciągle mam mieszane uczucia co do ptaszków w klatce ale wiadomo ,że jeśli już takie są to lepiej im w domu niż w sklepie. Chyba też zdecydowałabym się na Karolcię.Ale napisałaś opowiadanko super.

    OdpowiedzUsuń