Zapach świata o zachodzie słońca szczególnie latem, przepełniony jest przeróżną wonią uzbieraną z całego dnia, nie tak jak o wschodzie, kiedy to czuje się rześkość poranka i lekką nutę zapachu z nocy, która rozpływa się z ostatnimi śladami mroku. Wyraźnie odczuwa się jak dzień gwałtownie spowalnia. Leniwie snują się chmury po niebie, żegnając słońce na tej części półkuli. Słychać warkot traktora powracającego z pola. Samochody zmierzające ku domom i znów można usłyszeć gwizd pociągu, który ginie w zgiełku dnia codziennego. Ktoś kogoś nawołuje albo gwiżdże na psa podczas spaceru. Można spotkać sąsiadów wracających do domu, bądź krzątających się na swoich posesjach. Rozchodzą się po okolicy różne odgłosy przed wieczornych prac mieszkańców. A to coś stuka, a to coś furczy z okolicznych podwórzy...
U nas, wraz z zachodem słońca, słychać lanie się wody do pojemników zwierząt i harmider na kurnikowym wybiegu. Melcię powracającą z pastwiska i radośnie pomekującą.
Wszystko zwalnia, traci swój codzienny pęd. Wpatrując się w niebo wsłuchuję się w wieczorne trele ptasie, które są mniej żywe jak o świcie, bardziej wyciszone, swego rodzaju pożegnanie dnia z dobrze wyczuwalną dla mego ucha zwykłego zmęczenia po całym dniu pracy i wysiłku jaki jest w ptasim świecie. Szelest wśród gałęzi drzew. Uśmiecham się, bo wiem, że mają tam gniazda i szykują się do spoczynku, śpiewając sobie jeszcze na dobranoc...może dla relaksu? umilają te ostatnie kwadranse dnia. Wyjątkiem są pewne chaszcze, do których dość często o tej porze dnia zachodzę, gdzie wrzask ptasi jest muzyką dla mego ucha. Pokaźnych rozmiarów drzewa o rozłożystej koronie utworzyły nieduży szpaler, który jest schronieniem dla stada wróbli, lub stad wróbli i stąd te wieczorne kłótnie. Kłótliwy szczebiot charakterystyczny dla nich dobiega stamtąd. Nie wiem dokładnie, co tam się dzieje, bo jest szpaler za gęsty a poza tym wypłoszyłabym to całe towarzystwo nim bym je wypatrzyła, ale uwielbiam słuchać jak się kłócą, gadają? Ciężko powiedzieć. Ale tak jak wszędzie indziej ptaszki ograniczają się dźwiękowo, tak tam zapamiętale ćwierkają równocześnie i ile pary w płucach. Kiedy tylko chwila wieczornego zgiełku podwórkowego pozwala, to idę tam właśnie, posłuchać tego ptasiego harmidru.
Trwa on nieprzerwanie do ostatnich promieni zachodzącego słońca. Chwilę potem siła dźwięku z każdym zamkniętym dziobkiem się zmniejsza, zostają najdłużej pojedyncze jednostki, prawiąc o czymś jeszcze, albo ,,zrzędząc" dalej. W końcu wszystko ucicha i gdyby ktoś akurat wtedy się pojawił, to nawet nie wiedziałby, że mija ogromne, wróbelkowe siedlisko. W trakcie słuchania, mam okazję spotkać sąsiadkę wracającą z jedynymi krowami w okolicy. Z dzieciństwa lubię ten dźwięk łańcucha. Pewnie, nie raz zastanawiała się co też takiego robię w tym miejscu, stojąc tak po prostu, bez widocznego powodu.
Czym mniej słońca tym wolniej i ciszej się robi wokoło. Moje koty coraz baczniej zaczynają mi się przyglądać, polegując leniwie w ostatnich promieniach dzisiejszego słońca i czekając na kolację. Bardziej niecierpliwe towarzyszą mi przy moich pracach. Charakterystyczne, wieczorne odgłosy dobiegające z kurnikowego wybiegu, kiedy to kury zaczynają schodzić się do kurnika i trzepoczą skrzydłami kłócąc się która gdzie na grzędzie siądzie i przy kim. Kogut już z pewnym zmęczeniem
oznajmiający zakończenie dnia i moja starowinka sunia siedząca przy mnie i czekająca aż zrobię zdjęcie i znów pogłaszczę ją za uszkiem. Usiądę przed domem na ławce i będę się wsłuchiwać w ten czas, głaszcząc ją. Kot wskoczy na kolana i zamruczy usadawiając się na kolanach a ja będę patrzeć i słuchać... patrzeć i słuchać... i podziwiać, zachwycając się przemijalnością tej pięknej chwili.
I tak jak wschody słońca, tak i zachody o każdej porze roku są inne. Czym bliżej lata tym przepełnione złocieniami promieni, soczystością i różnorodnością barw i ich odcieni nieba. I tym razem na niebo patrzę z każdej strony świata, wielokrotnie zachwycona tym co widzę, stojąc tyłem do samego zachodu słońca. Tak jak na przykład na tych fotkach:
W zachodach słońca oprócz przepięknych tworzących się widoczków, mnie osobiście szczególnie zachwycają o charakterze stepowym czy pustynnym, przede wszystkim jednak urzeka sama kolorystyka nieba.
Dubel:
OdpowiedzUsuńPięknie opisane proste sprawy :) Pozdrawiam
Czytam Cię jak najlepszą książkę...
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jesteś wraz ze swoimi zdjęciami i zachwytami...
Ten tekst to sama poezja, a fotki cudne,,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pachnie świeżym powietrzem i łąką u Ciebie..ale jakże mogło by być inaczej...i wciąż spoglądasz w niebo..:) Pozdrawiam serdecznie z Podlasia..
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za serdeczne komentarze, ogromnie mi miło i gorąco wszystkich pozdrawiam :))))
OdpowiedzUsuńA mi się podoba ostatni kadr :-)
OdpowiedzUsuńJest zjawiskowy mimo naprawdę prymitywnego aparatu :)))))))))))))))))
UsuńI chyba właśnie tak chcę zakończyć mój dzisiejszy dzień mimo ,że moje niebo od dawna już ciemne , będę miała w pamięci Twoje zachody i piękne o nich słowa.Dobranoc
OdpowiedzUsuńDobranoc...
Usuń