poniedziałek, 23 maja 2016

Chwilo trwaj...

Maj... Miesiąc z najkrótszą nazwą a kojarzy się z tak ogromną ilością rzeczy, chyba jako jedyny ze wszystkich pozostałych miesięcy. Jednym kojarzy się z miłością bijąc na głowę lutowe walentynki, drugim z bzami, ukwieconymi sadami... jeszcze innym z polem żółciutkiego rzepaku, śpiewem ptaków, piskiem piskląt w gniazdach... naturalnym przyrostem ptactwa podwórkowego... z koszeniem traw, z majowym, długim weekendem, z grillem, uroczystościami komunijnymi...
Mnie kojarzy się z ciszą i spokojem. Całą zimę czekam na wiosnę, przedwiośnie cieszy ale to jeszcze nie to, ta pogoda zmienna raczej gra mi na nosie bądź nęci czymś jeszcze dalekim i nieosiągalnym w swej stałości, wczesna wiosna to kolejny etap tego czegoś upragnionego i wyczekiwanego ale nadal skacząca temperatura raczej drażni niż cieszy i wreszcie pojawia się maj... pomijając zimną zośkę jest tym czymś, na co czekałam i czego wypatrywałam. Jest! Przyszło! I trwa!. Czas przyjemnego ciepła, słonecznych dni i ciepłych nocy, lekkiego odzienia, dłuższych dni, ciepłych poranków. 

Tak jak zimą uruchamiam swoją wyliczankę: styczeń, luty, marzec i wiosna, tak w maju nie chcę czerwca, lipca ani sierpnia... chciałabym aby ten miesiąc trwał i trwał podwójnie? Potrójnie? Poczwórnie? Z zastygłymi pąkami irysów, róż... z liśćmi liliowców i łodygami lilii... niech czekają, niech też nacieszą się chwilą, ciepłem.
Wśród zwierzaków też czuje się to spowolnienie, jakieś miłe rozleniwienie, które i my czujemy, mimo, że wiele prac ciągle gdzieś w terenie jest robionych. 
Kacperek ma się już dobrze, na tyle dobrze, że w ramach podkreślenia swojego powrotu do zdrowia przeforsował bramkę i musieliśmy ją zmienić na coś wyższego, przez  co  nie  uda  mu się przeskoczyć. Biega, skacze, dokazuje, jest w pełni sił witalnych i sprawia wrażenie jakby rzeczywiście wszystko bez szwanku zagoiło się. Zrobił się za to bardziej przytulaśny (fondling) szczególnie do mnie. Może kojarzę mu się z pierwszą osobą, która przybyła do niego i zapewniła mu poczucie bezpieczeństwa. Zdaje się nie pamiętać, jak mąż go niósł z pola... Co by nie było powrócił do zdrowia.


















Pojawiło się dodatkowe ogrodzenie na kurzym wybiegu, ma to być woliera dla drobiu i jakaś tam zapora przed lisem. Z tego co mi wiadomo, to aby zapora była mocna to musi być zrobiona wylewka pod ogrodzenie i solidnie zamontowana siatka a nie tak sobie leżąca luzem... no ale zobaczymy. Reksio słabo spisuje się jako stróż, raczej patrząc na niego to raczej czuję wielką obawę, czy taki lis by go nie porwał, niż on ma przegonić intruza. Nowy kogutek o wdzięcznym imieniu Dyzio nie może się jakoś dogadać z naszym rodzynkiem, który ma immunitet nietykalności, a jego despotyczny charakter ogromnie mnie denerwuje.
Każdy cieszy się słoneczną pogodą, robaczkami, zielonką, która w ilościach ogromnych wjeżdża każdego dnia na kurzy wybieg. Rozprawiliśmy się z pewną rabatą, na której rok rocznie szaleje winogrono i zagłusza mi wszystko co rośnie przed nim. 

Wymyśliłam sobie najprostszą i najkrócej robioną pergolę aby poskromić winorośl. Nie było za dużo czasu bo trzeba było zdążyć przed wybudzeniem się rośliny i ustawieniem jej na pergoli w odpowiednim czasie. Złość mnie brała ogromna na jej panoszenie się ale z drugiej strony nie chciałam jej usuwać bo jest jednym z głównych źródeł naszych winogron.
 Są smaczne, jest ich bardzo dużo no i nie po to ją sadziłam aby teraz usuwać. Raczej o przeniesieniu w inne miejsce nie było sensu, ani przenosić rośliny pod nią, którym tutaj też jest im dobrze. Więc najprościej było znaleźć kompromis. Coraz więcej wokół blaszaka niebieskiego ale muszę powiedzieć, że coraz bardziej nam się podoba, nawet mąż zdołał się do tego przyzwyczaić i śmiało zamalowuje ,,działkę" na niebiesko. Wracając do pergoli to wreszcie to co rośnie poniżej będzie mogło swobodnie urosnąć i swobodnie kwitnąć, jak języczka. Winorośl przy okazji da jej cień.
I tak ciągle coś przybywa, ciągle coś się robi, ale przede wszystkim cieszy mnie sam miesiąc, chwila, taka radość z ciepła i nadejścia okresu letniego.
Patrząc na Melcię  to jej nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne prócz błękitnego nieba, białych chmur i mnóstwa dmuchawców na łączce. Sama lubię usiąść w pobliżu i posłuchać i popatrzeć  na naturę.


13 komentarzy:

  1. Ech, cieszę się razem z Tobą! Wzięłam urlop i pojechałam na swoją wieś. Jak pięknie! Moja działka porośnięta jest sosną, świerkiem, jałowcem - wszystko razem pachnie intensywnie i obłędnie (sąsiadka stwierdziła, że jak w uzdrowisku), ptaki mieszkają w tym lasku i bez przerwy śpiewają, słowiki najpiękniej. Zaledwie w sobotę opuściłam blokowisko, a dzisiaj czuję się tak, jakby tamten betonowy świat nie istniał :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I to jest prawdziwa radość...pogodne niebo i wiosenna zieleń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech trwa jak najdłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie u Ciebie:-) życzę wielu takich przyjemnych chwil :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale podoba mi się u Ciebie. Masz taki wspaniały klimat w swoim ogrodzie i wokół. A u mnie niestety już susza i wszystko zaczyna marnieć:):):):)

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawdziwa wieś w Twoim obejściu:) Czuje się swojski, przyjemny klimat. Cieszę się, że Kacperek w dobrej formie. Mam nadzieję, że takie wydarzenie nigdy się nie powtórzy.
    Zyczę wielu miłych chwil :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo się cieszę,ze Kacper jest już zdrowy i bryka na całego.Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  8. O tak typowy wiejski widok,zwierzaki szczęśliwe,fajnie,że Kacperek już wyzdrowiał.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. O, wnioskuję, że też "oprócz błękitnego nieba nic Ci dzisiaj nie potrzeba" hehe Super, że Kacperek hasa radośnie, dzięki niemu, pewnie, wiosna tego roku jeszcze piękniejsza, zresztą masz tyle cudów wokół, że aż dech zapiera z zachwytu, od samego patrzenia. Niebieski królewski, nic dziwnego, że i mężowi się spodobał :-D Uściski serdeczne

    OdpowiedzUsuń
  10. No! Fajna pergola :) A jak cieszy zrobiona samemu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Glad Casper is well and that last photo is so nice!

    OdpowiedzUsuń
  12. O tak! Maj bije wszystkie miesiące. Co roku jednak mija tak szybciuteńko, że trzeba się mocno motywować żeby przystanąć, ochłonąć i po prostu cieszyć się tym urokiem :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Sporo zmian u Was. Wyobrażam sobie, że Kacperek, mimo iż doszedł do siebie, to coś tam pamięta z całego zdarzenia.

    OdpowiedzUsuń