Póki jeszcze kozy są to o nich napiszę. Zabrzmiało strasznie, niczym zwierzenia mordercy albo początek horroru. Jeśli do kogoś nie zajrzałam to zajrzę wkrótce, ale albo nadrabianie zaległości w czytaniu blogów, albo nadrabianie zaległości w wiadomościach u mnie. Chociaż nie muszę mówić, że zdecydowanie preferuję to pierwsze, ale jak każdy z nas by z tego wyszedł, to nikt nie miał by co czytać.
Kozy... ten blog jest swego rodzaju zapiskiem naszej zabawy w gospodarowanie, w hodowanie różnych dostępnych nam zwierząt, na nasze skromne możliwości budynkowe, finansowe a przede wszystkim związane z naszą marną wiedzą i uprawę roślin. Ciężko powiedzieć co nam lepiej wychodzi: rośliny czy zwierzęta. Pewnie wszystko jakoś tam, nie specjalnie, bądź mogłoby lepiej. Ale jest jak jest. Poważnie zastanawiamy się nad dalszą hodowlą kóz, ponieważ nasz kochany Kacperek śmierdzi. Słyszałam o tym, ale jakoś tak każdy przekonywał mnie, że to nie musi być, jeśli się o zwierzę dba. My dbamy a mimo to nasz koziołek obsikuje się moczem czy nie wiem czym tam. Być może spowodowane jest to bliskością drugiego samca a jego taty, który robi to samo zaraz za siatką. Problem jest zapach i to bardzo duży, bo mam na niego alergię, no i ogólnie mało to jest przyjemne w odczuciu. Nie wiem jak temu zaradzić, prócz kastracji, bo rozumiem, że koziołek dorósł i ma swoje potrzeby. W sumie sokoro jeden kozioł jest wstanie zadowolić sporą gromadę kozich pań to można sobie wyobrazić jak jest w tych sprawach jurny. Sprzedać koziołka do stada i zostawić znów samą Melcię to jak kręcenie się w tym samym kole. Dopuściliśmy ich i może jak Melcia urodziłaby kózkę to byłyby we dnie... ale sama już nie wiem.
Zadowolony z siebie Kacperek Brudasek.
Czym się myje kozy?